Czasami nasze życie, tak misternie budowane przez lata, rozpada się nagle na kawałki. Czasami obraz bliskiej nam osoby jest mozaiką, która nagle rozsypuje się na tysiące drobnych cząstek. Oglądając je, widzimy jakiś fragment twarzy, sytuacji, miejsca, czasu. Z każdej takiej cząstki wydobywamy okruch wspomnienia. Tak jest w przypadku Danusi/Danki (tak Ją nazywała większość z nas). 

08 2

Jej nagłe odejście wyzwala nie tylko niedowierzanie (To niemożliwe! Przecież było okazem zdrowia. Była na 165- leciu szkoły. Pełna energii i chęci do działania), ale przywołuje dobre wspomnienia (Uczyła mnie! Była wspaniałym nauczycielem. To Ona mnie zatrudniała. Jej zawdzięczam przyjęcie mnie w poczet nauczycieli. Pomogła mi, gdy miałam problemy rodzinne. Bardzo Ją szanowałam….), budzi chęć obejrzenia zdjęć. Wyjęte ze szkolnych annałów, kronik Stowarzyszenia Absolwentów, zbiorów prywatnych ukazują raz młodą dziewczynę, innym razem już kobietę stojącą wśród innych nauczycieli, panią profesor w gronie uczniów, dyrektorkę witającą prof. Zygmunta Ostrowskiego, uczestniczkę Jesiennych Spotkań członków SALO. Radosną, skupioną, poważną, zadumaną…..

MicrosoftTeams image 36

Jaką pozostanie w naszej indywidualnej pamięci?
Każda fotografia to jakiś element rzeczywistości, w której wspólnie żyliśmy, w tych dobrych i trudnych chwilach. Każdy obraz wywołany z pamięci to czasami kilkusekundowe gesty: zagarnianie zdecydowanym ruchem ręki niesfornych kosmyków włosów, ściągnięcie ust, gdy coś szło nie po Jej myśli, podparcie głowy prawą ręką, gdy trzeba było przemyśleć jakiś temat, albo machnięcie dłonią, gdy rozmowa z kimś nie dawała oczekiwanych rezultatów; taksowanie rozmówcy (wnikliwym) wzrokiem, szczególnie tego, który miał coś na sumieniu.
Uśmiechy! Tych było kilka rodzajów: uprzejmy( w chwilach rozmów oficjalnych), radosny, szelmowski, zawadiacki, a czasami „od ucha do ucha”. Potrafiła także śmiać się oczami. I zawsze był to szczery śmiech. I zawsze zaraźliwy.
Elokwencja. Nie bała się publicznych wystąpień. Wypowiedzi tworzyła ad hoc. Na pewno funkcja specjalisty ds. współpracy z zagranicą, jaką pełniła w Elektrowni Jądrowej Żarnowiec, ułatwiała Jej poznanie sztuki przemawiania w różnych sytuacjach. Zachowanie dystansu do siebie i umiejętność szybkiej oceny sytuacji były źródłem celnych, błyskotliwych, zabarwionych lekką ironią ripost. Wzruszenie ramion oznaczało chwilę bezsilności. Machnięcie ręką- rezygnację. Ściągniecie brwi- gniew (były takie sytuacje, które takie reakcje wywołać musiały). Mówienie wprost, bez fałszywych eufemizmów nawet przykrych rzeczy. Jeżeli coś trzeba było głośno powiedzieć, nawet niewygodną prawdę, czyniła to. Nie każdy ma w sobie tyle odwagi.
Strój też jest rysem osobowości. Przeważał strój sportowy, adekwatny do osoby energicznej, wysportowanej, często grającej w tenisa, oraz do „ pani wice” zmuszonej do szybkiego przemieszczania się po szkole. Eleganckie sukienki, obowiązkowa marynarka towarzyszyły oficjalnym wystąpieniom.
Takie sceny, obrazki zanotował nasz „wewnętrzny fotograf”.

MicrosoftTeams image 46

Niezwykła była Jej aktywność zawodowa. Po ukończeniu w 1973 r. studiów na wydziale humanistycznym Uniwersytetu Gdańskiego, jeszcze przed uzyskaniem tytułu magistra filologii rosyjskiej, rozpoczęła pracę w naszym liceum jako nauczyciel tego języka, a po złożeniu w 1990 r. egzaminu I stopnia z języka francuskiego- zaczęła uczyć owego „języka dyplomacji”. Uczyła także w TE w Sopocie, w wejherowskim Liceum Medycznym, w liceum dla pracujących. W 1978 r. przyznano Jej tytuł profesora szkoły średniej. Dziewięć lat później kończy II stopień zawodowej specjalizacji. Jak widać, była nauczycielem ciągle doskonalącym swoje umiejętności, dlatego w notatkach pohospitacyjnych czytamy: „ lekcja była bardzo dobrze zorganizowana”, „nauczyciel stosował nowatorskie metody nauczania, różne formy i metody ćwiczeń, mobilizował uczniów do pracy, dbał o uczniów nieosiągających wysokich wyników”, „przygotowywał uczniów do olimpiad przedmiotowych”, „wzorowy wychowawca”. Jej sumienna praca nie mogła być niedostrzeżona przez Dyrekcję szkoły i Kuratorium, czego dowodem nie tylko liczne nagrody dyrektora, srebrny Krzyż Zasługi przyznany w 1993 r., ale i powierzenie Jej w 1992 r. obowiązków wicedyrektora szkoły, które pełniła do roku 2005. W sierpniu 2001 r. przejmuje , w najtrudniejszym czasie „bezkrólewia”, obowiązki dyrektora i pełni je do 14.XII. 2001. „Przeprowadziła szkołę suchą stopą przez wzburzony ocean wydarzeń w 2001 r.” dodaje Marzena Skrzynecka.
Obowiązki służbowe to tylko cząstka pracy. Marzyło Jej się tworzenie szkoły z silnymi podstawami moralnymi, szkoły sięgającej do jej przeszłości, integrującej jej absolwentów i sympatyków. To marzenie zaowocowało powołaniem Stowarzyszenia Absolwentów, które zainaugurowało swą działalność podczas obchodów 140- lecia istnienia „Sobieskiego”. Działalność stowarzyszenia wymagała pracy zbiorowej , stąd wspólne obmyślanie, jak ideę „łączenia przeszłości z teraźniejszością” przekuć w konkrety. Najpierw powstaje Galeria Wybitnych Absolwentów. Powód jej powołania wynika m.in. „z chęci pokazania nowym rocznikom, które z nadzieją co roku wkraczają w mury naszej Alma Mater, jak do niezwykłej szkoły przychodzą”. „Sobieski” był dla Pani Dettlaff szkołą niezwykłą, w której powinno się rozwijać talenty młodzieży. Okazją do omawiania nowych pomysłów (o zgrozo!) były przerwy w czasie matur ustnych. Kwitły kasztany, a wraz z nimi pączkowały nowe idee. Każdemu nowemu pomysłowi służącemu rozwijaniu kultury p. Dettlaff dawała swoje błogosławieństwo, pomagała realizować najbardziej karkołomne pomysły. Tak było z powołaniem do życia przeglądu teatralnego im. Adama Luterka, Konkursu Wiedzy o Filmie, Konkursu Poezji Śpiewanej, organizowaniem Jesiennych Spotkań Absolwentów. Gdy tylko mogła, uczestniczyła w każdym przedsięwzięciu. „Sławieniu szkoły” służyła także współpraca z Towarzystwem Przyjaźni Polsko-Francuskiej. Świetnie mówiła po francusku, co zawsze podkreślali Francuzi odwiedzający nasze liceum, dlatego często służyła jako tłumacz w rozmowach oficjalnych i prywatnych. Sporo czasu zajęło tworzenie publikacji wydanych z okazji 15 i 20 - lecia Stowarzyszenia Absolwentów. Spotkania odbywały się m.in. w gościnnym domu p.Dettlaff, witającym gości pięknymi kwiatami. Uprawa kwiatów, dbałość o ogród to była dodatkowa pasja. Tu panowała serdeczna atmosfera. Nie odmawiała także udziału w Narodowym Czytaniu czy w spotkaniach z poezją. Nawet po przejściu na emeryturę nie straciła kontaktu ze szkołą.
Zamykamy nasze archiwa, ale te zawarte w naszej pamięci- pozostaną otwarte. Będziemy do nich powracać, wierząc, że „Można odejść na zawsze, by stale być blisko.”- jak twierdzi ks. Jan Twardowski. W tym naszym pożegnaniu nie powinno zabraknąć słów ulubionego autora- Bułata Okudżawy, który w wierszu „Na śmierć Borysa Bałtera” pisze o zaświatach: „Bardzo tam dobrze musi być, skoro złych wieści nikt nie przyniósł/ Nie usłyszałem stamtąd skarg, nie wraca nikt z odległej dali/po drodze nie marnują słów, płaczą jedynie pozostali”. Niech to będzie swoistym balsamem dla obolałej duszy tych, którzy pozostali.

Edyta Łysakowska-Sobiczewska

 

Prof. D.Dettlaff we wspomnieniach nauczycieli i uczniów.


„Bardzo rozsądna i rzeczowa, wszystkie zadania i problemy rozwiązywała na bieżąco. Była ogromnym wsparcie dla mnie- dyrektorki obejmującej stanowisko; żadne zawiłości prawa oświatowego nie były Jej obce. Biegle posługiwała się dwoma językami obcymi, dzięki czemu aktywnie uczestniczyła w naszych międzynarodowych projektach. Dbała o kontakty z absolwentami, była inicjatorką Stowarzyszenia Absolwentów. Do końca pracy aktywnie działa w strukturach szkoły. Imponowała kulturą, taktem i kompetencjami. Dzięki założonej Galerii Absolwentów profesorowie uczelni z różnych części świata są wzorem dla kolejnych pokoleń licealistów.” ( Bożena Conradi)

„Była dla uczniów wielkim autorytetem, wzorem prawego nauczyciela. Dla nas, nauczycieli, mądra, taktowna, życzliwa koleżanka-dyrektorka. Dla mnie rozmowy z Danusią stanowiły wielką wartość: rzeczy , sprawy, które wydawały się trudne, dzięki Jej wiedzy, kompetencji (wszak skończyła podyplomowe studia zarządzania oświatą) stawały się łatwiejsze.” (Jadwiga Jędrej)

„Profesor Danuta Dettlaff, Wicedyrektor Danuta Dettlaff, Danka/Danusia… - czterdzieści trzy lata to ogrom czasu…

Sięgam pamięcią wstecz i pierwsze co przychodzi na myśl, to lekcje z Profesor Dettlaff - z nieodłącznym magnetofonem, najpierw na taśmy, potem na kasety, odgrywanie scenek z wykorzystaniem dialogów, szybko płynący czas zajęć, skuteczność nauczania, empatia.

Kolejne wspomnienie, w roli nauczyciela - Wicedyrektor Dettlaff – wyrozumiały, życzliwy, wspierający przełożony. W jasny sposób formułujący oczekiwania, z racjonalnym podejściem do pracy zawodowej, wyraźnie oddzielający sprawy zawodowe od spraw prywatnych.

I wspomnienie spotkań na gruncie prywatnym, rozmowy o rodzinie, życiu, planach… potrzebie ich realizacji… Tych rozmów będzie mi bardzo brakowało.” (Marzena Skrzynecka)

 

„Pani Profesor Danuta Dettlaff, filolog języków nowożytnych, profesjonalista przekonany do swego warsztatu, pracownik będący marzeniem każdego zespołu - zdyscyplinowany, zrównoważony, gwarantujący najwyższą jakość. Autorytet dla uczniów i rodziców, gwarantujący sukces u progu kolejnego rozdziału w życiu. Człowiek klasycznego wizerunku, wyważonej komunikacji i przemyślnego dowcipu. Pani Profesor wiedzy bez początku ani końca, zatroskana i życzliwa Wychowawczyni, wspierająca koleżanka z pracy, pani Dyrektor o panoramicznym spojrzeniu na potrzeby zespołu, menadżer przełomu wieków, mama Michała dla którego zrobiła wszystko, tak pięknie, dyskretnie i bezgranicznie. Pani Danko, tam po drugiej stronie, niech Ci słońce nigdy nie zachodzi.”(Barbara Kaczykowska)

„Dla mnie to była nauczycielka, która nie skupiała się tylko na swoim przedmiocie. Zwracała uwagę na całokształt pracy ucznia, a nie tylko na końcowy efekt. Zawsze była pogodna, empatyczna. Taką Ją zapamiętałam.”(Hanna Kamińska-Drąg)

MicrosoftTeams image 44